Niedawno pożegnaliśmy 2012 rok, a
razem z nim ustanowiony przez Organizację Narodów Zjednoczonych Międzynarodowy
Rok Spółdzielczości. Trend, który w tym czasie był dominujący w ramach licznych
konferencji, reportaży, raportów i publikacji, nawiązywał do korzeni ruchu
spółdzielczego, odwołując się do kultury współdziałania, współodpowiedzialności
i współ-posiadania. W środowisku ekonomii społecznej ciężar dyskusji skupiony
był na roli „starych”, tradycyjnych form spółdzielczości oraz kondycji i
ewoluującym charakterze współczesnych spółdzielni socjalnych.
W siedzibie Spółdzielni Socjalnej EMAUS w podlubelskiej Krężnicy Jarej,
Fot. Anna Szadkowska-Ciężka
Fot. Anna Szadkowska-Ciężka
W ramach „Zintegrowanego systemu
wsparcia ekonomii społecznej” w 2012
roku prowadzono badania podmiotów ekonomii społecznej, w tym spółdzielni
socjalnych, zbierając podstawowe dane dotyczące ich charakteru i działalności. „Na
papierze” liczby sprawiają wrażenie imponujących. W zeszłym roku w województwach objętych wsparciem Regionalnego Centrum Ekonomii
Społecznej w Lublinie powstały łącznie 63 nowe spółdzielnie (w podkarpackim –
32, w lubelskim – 19, a w podlaskim - 12), czyli ich liczba w porównaniu z 2011
rokiem wzrosła prawie dwuipółkrotnie (2011 – 48 spółdzielni; 2012 – 111
spółdzielni). Te wyniki dobitnie pokazują, że w ostatnim roku ta forma działalności znacznie zyskała na popularności nie
tylko wśród grupy docelowej, czyli osób znajdujących się w trudnym położeniu na
rynku pracy, ale również organizacji pozarządowych prowadzących projekty z POKL
na wsparcie ekonomii społecznej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że projekty te „kusiły”
osoby bezrobotne perspektywą uzyskania wysokich dotacji na założenie bądź
dołączenie do spółdzielni. Również decydenci chętnie sięgali po ten instrument
aktywizacji zawodowej i społecznej: na Podkarpaciu Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie przeznaczył 30 mln złotych na tworzenie kolejnych spółdzielni
socjalnych. Docelowo ich liczba ma się zbliżyć do 100.[1] Czy jednak animowanie ruchu
spółdzielczego w ten sposób faktycznie może pomóc rozwiązać problemy osób
bezrobotnych? Czy nie warto zastanowić się nad pewnymi niebezpieczeństwami
związanymi z realizacją wskaźników oraz tym, jak to się ma do trwałości
nowopowstałych podmiotów i skuteczności w kreowaniu nowych miejsc pracy?
Dane wydają się potwierdzać te
wątpliwości. Według wspomnianych wyżej badań jedynie jedna na trzy zarejestrowane spółdzielnie prowadzi faktyczną działalność
zarobkową. Co więcej, ta działalność wcale nie musi być stabilna i przynosząca zyski, czego dowodem
może być to, jak długo spółdzielnie utrzymują się na rynku. Z przykrością
trzeba stwierdzić, że niewiele jest spółdzielni założonych przed 2010 rokiem (a
ustawa o spółdzielniach socjalnych weszła w życie w 2006 roku). Najwięcej jest, co pokazały dane przytoczone na początku, „młodych”
podmiotów, w naturalnej fazie wzrostu. Znakomita część spółdzielni działających ok. 2-3
lat jest już w fazie regresji, bądź na etapie zawieszenia. Co istotne, nieaktywne
podmioty wcale nie są likwidowane; jest to dość kosztowny proces wymagający
podjęcia formalnych kroków, a członków i członkiń spółdzielni nie stać na
wszczęcie tej procedury. Łatwiej jest im po prostu zawiesić działalność, mając de facto nikłe perspektywy na jej
wznowienie.
Dlaczego tak małej ilości spółdzielni
się udało? Jednym z czynników może być profil działalności. Większość oferuje
usługi gastronomiczne, budowlano-remontowe i porządkowe. Dochodzi do
przesycenia rynku i wysokiej konkurencji, której niejednokrotnie spółdzielnie
nie są w stanie sprostać, ponieważ nie stać ich na wprowadzenie odpowiednich
standardów. Niska cena nie jest już wystarczającym kryterium wyboru przez
usługobiorców. Z kolei te spółdzielnie, które znalazły swoją niszę, wybiły się
i tworzą całkiem dobrze prosperującą firmę, odstawiają ideę spółdzielczości na
boczny tor, skupiając się przede wszystkim na celach biznesowych. Na wschodzie Polski jeszcze trudno znaleźć podobny przykład, ale w innych województwach
mamy już przypadki spółdzielni, które odniósłszy sukces przekształciły się w
spółki z o.o. bez wpisania do statutów celów społecznych. Przykładem takiego
działania jest „STUDIO-IT” Spółdzielnia Socjalna z Żor, która obecnie bardzo
dobrze radzi sobie pod szyldem IT STUDIO GROUP Sp. z o.o. (www.studio-it.pl).
Z czym jeszcze borykają się
spółdzielnie? Z trudnościami organizacyjnymi. Bardzo trudno jest na poziomie projektowym wypracować zaufanie, poczucie wspólnej odpowiedzialności
za przedsięwzięcie, wspólne wizje i cele w grupie osób, która bardzo często
pierwszy raz ma ze sobą styczność dopiero na szkoleniach. Więzi umożliwiające
budowanie spółdzielni buduje się często latami! Ponadto każda spółdzielnia, jak
każde przedsiębiorstwo, prędzej czy później napotyka trudności działając na
otwartym rynku, co stanowi próbę dla trwałości tych więzi. Tymczasem często
zdarza się, że już pierwsze problemy, którym trzeba stawić czoła, niwelują
motywację do dalszej pracy i niweczą z mozołem prowadzone procesy integracyjne,
przy czym należy pamiętać, że wsparcie projektowe zazwyczaj koncentruje się na
wsparciu finansowym i proceduralnym, kosztem płaszczyzny psychospołecznej.
Ponadto w praktyce do rzadkości należą przypadki członkostwa w spółdzielni
osób niezagrożonych wykluczeniem społecznym. W przeważającej większości 100% składu
spółdzielni socjalnej należy do grup określonych w ustawie. Co za tym idzie
brakuje często pomysłu, wiedzy, doświadczenia czy standardów zarządzania, a
także autorytetów, które przeprowadzą spółdzielnię przez trudności i przekażą odpowiednie know-how.
Warto również pamiętać o tym, że
tradycyjny ruch spółdzielczy powstawał w odpowiedzi na konkretne, lokalne
problemy, których rozwiązaniem były zainteresowane konkretnie te osoby, których
one dotykały. Współczesne spółdzielnie socjalne stanowią często zgeneralizowaną
odpowiedź na brak miejsc pracy, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że potrzeba
posiadania pracy nie jest wystarczającą motywacją do angażowania się w niełatwą
przecież działalność spółdzielczą. Tymczasem starsze formy spółdzielczości,
takie jak spółdzielnie inwalidów czy spółdzielnie pracy nadal względnie dobrze
funkcjonują i utrzymują się na rynku, hołdując tradycyjnym wartościom ruchu,
czyli współwłasności, współdecydowaniu i współodpowiedzialności, zapewniając
sobie stabilność i bezpieczeństwo zatrudnienia oraz poczucie bycia częścią
wspólnoty. To z kolei wpływa na utrzymanie wysokiej motywacji i wydajności
pracy, jak również na większą dbałość o narzędzia pracy. Takie głosy słychać
m.in. ze Spółdzielni Inwalidów „Elremet” w Białej Podlaskiej, która funkcjonuje
od 1965 i zatrudnia 1600 osób, z czego 80% to osoby niepełnosprawne. Wszyscy
pracownicy i pracowniczki mają dostęp do zakładowego NZOZ, korzystają z
turnusów rehabilitacyjnych, a samo przedsiębiorstwo od lat współpracuje z
samorządem i wojskiem, szyjąc certyfikowane mundury i odzież służbową. Ten
przykład pokazuje jednak, że zbudowanie etosu spółdzielczego wymaga lat i
wartości, wokół której skupiona jest grupa założycieli i założycielek
spółdzielni.
Warto o tym pamiętać, projektując
dalsze rozwiązania, zarówno na poziomie krajowym, ale przede wszystkim na
poziomie regionalnym. Ekonomii społecznej, a w niej spółdzielczości socjalnej,
nie da się bowiem traktować doraźnie i bez uwzględniania długofalowych efektów
dziś podejmowanych działań. Dobrze, że coraz więcej samorządów dostrzega
potencjał ekonomii społecznej w rozwiązywaniu problemów społeczności lokalnych.
Teraz warto zadbać o to, by tego potencjału nie zmarnować.
Tekst: Wojciech Kutnik
[1] Adam Cyło, Spółdzielnie socjalne na Podkarpaciu – pomysł na
wykluczenie zawodowe i społeczne, Portal GospodarkaPodkarpacka.pl: http://gospodarkapodkarpacka.pl/news/view/3622/spoldzielnie-socjalne-na-podkarpaciu-pomysl-na-wykluczenie-zawodowe-i-spoleczne
[05.03.2013].
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz