wtorek, 5 marca 2013

Spółdzielnie socjalne. Potencjał wciąż niewykorzystany?



Niedawno pożegnaliśmy 2012 rok, a razem z nim ustanowiony przez Organizację Narodów Zjednoczonych Międzynarodowy Rok Spółdzielczości. Trend, który w tym czasie był dominujący w ramach licznych konferencji, reportaży, raportów i publikacji, nawiązywał do korzeni ruchu spółdzielczego, odwołując się do kultury współdziałania, współodpowiedzialności i współ-posiadania. W środowisku ekonomii społecznej ciężar dyskusji skupiony był na roli „starych”, tradycyjnych form spółdzielczości oraz kondycji i ewoluującym charakterze współczesnych spółdzielni socjalnych.

W siedzibie Spółdzielni Socjalnej EMAUS w podlubelskiej Krężnicy Jarej, 
Fot. Anna Szadkowska-Ciężka

W ramach „Zintegrowanego systemu wsparcia ekonomii społecznej” w  2012 roku prowadzono badania podmiotów ekonomii społecznej, w tym spółdzielni socjalnych, zbierając podstawowe dane dotyczące ich charakteru i działalności. „Na papierze” liczby sprawiają wrażenie imponujących. W zeszłym roku w województwach objętych wsparciem Regionalnego Centrum Ekonomii Społecznej w Lublinie powstały łącznie 63 nowe spółdzielnie (w podkarpackim – 32, w lubelskim – 19, a w podlaskim - 12), czyli ich liczba w porównaniu z 2011 rokiem wzrosła prawie dwuipółkrotnie (2011 – 48 spółdzielni; 2012 – 111 spółdzielni). Te wyniki dobitnie pokazują, że w ostatnim roku ta forma działalności znacznie zyskała na popularności nie tylko wśród grupy docelowej, czyli osób znajdujących się w trudnym położeniu na rynku pracy, ale również organizacji pozarządowych prowadzących projekty z POKL na wsparcie ekonomii społecznej. Trudno oprzeć się wrażeniu, że projekty te „kusiły” osoby bezrobotne perspektywą uzyskania wysokich dotacji na założenie bądź dołączenie do spółdzielni. Również decydenci chętnie sięgali po ten instrument aktywizacji zawodowej i społecznej: na Podkarpaciu Wojewódzki Urząd Pracy w Rzeszowie przeznaczył 30 mln złotych na tworzenie kolejnych spółdzielni socjalnych. Docelowo ich liczba ma się zbliżyć do 100.[1] Czy jednak animowanie ruchu spółdzielczego w ten sposób faktycznie może pomóc rozwiązać problemy osób bezrobotnych? Czy nie warto zastanowić się nad pewnymi niebezpieczeństwami związanymi z realizacją wskaźników oraz tym, jak to się ma do trwałości nowopowstałych podmiotów i skuteczności w kreowaniu nowych miejsc pracy?

Dane wydają się potwierdzać te wątpliwości. Według wspomnianych wyżej badań jedynie jedna na trzy zarejestrowane spółdzielnie prowadzi faktyczną działalność zarobkową. Co więcej, ta działalność wcale nie musi być stabilna i przynosząca zyski, czego dowodem może być to, jak długo spółdzielnie utrzymują się na rynku. Z przykrością trzeba stwierdzić, że niewiele jest spółdzielni założonych przed 2010 rokiem (a ustawa o spółdzielniach socjalnych weszła w życie w 2006 roku). Najwięcej jest, co pokazały dane przytoczone na początku, „młodych” podmiotów, w naturalnej fazie wzrostu. Znakomita część spółdzielni działających ok. 2-3 lat jest już w fazie regresji, bądź na etapie zawieszenia. Co istotne, nieaktywne podmioty wcale nie są likwidowane; jest to dość kosztowny proces wymagający podjęcia formalnych kroków, a członków i członkiń spółdzielni nie stać na wszczęcie tej procedury. Łatwiej jest im po prostu zawiesić działalność, mając de facto nikłe perspektywy na jej wznowienie.

Dlaczego tak małej ilości spółdzielni się udało? Jednym z czynników może być profil działalności. Większość oferuje usługi gastronomiczne, budowlano-remontowe i porządkowe. Dochodzi do przesycenia rynku i wysokiej konkurencji, której niejednokrotnie spółdzielnie nie są w stanie sprostać, ponieważ nie stać ich na wprowadzenie odpowiednich standardów. Niska cena nie jest już wystarczającym kryterium wyboru przez usługobiorców. Z kolei te spółdzielnie, które znalazły swoją niszę, wybiły się i tworzą całkiem dobrze prosperującą firmę, odstawiają ideę spółdzielczości na boczny tor, skupiając się przede wszystkim na celach biznesowych. Na wschodzie Polski jeszcze trudno znaleźć podobny przykład, ale w innych województwach mamy już przypadki spółdzielni, które odniósłszy sukces przekształciły się w spółki z o.o. bez wpisania do statutów celów społecznych. Przykładem takiego działania jest „STUDIO-IT” Spółdzielnia Socjalna z Żor, która obecnie bardzo dobrze radzi sobie pod szyldem IT STUDIO GROUP Sp. z o.o. (www.studio-it.pl).

Z czym jeszcze borykają się spółdzielnie? Z trudnościami organizacyjnymi. Bardzo trudno jest na poziomie projektowym wypracować zaufanie, poczucie wspólnej odpowiedzialności za przedsięwzięcie, wspólne wizje i cele w grupie osób, która bardzo często pierwszy raz ma ze sobą styczność dopiero na szkoleniach. Więzi umożliwiające budowanie spółdzielni buduje się często latami! Ponadto każda spółdzielnia, jak każde przedsiębiorstwo, prędzej czy później napotyka trudności działając na otwartym rynku, co stanowi próbę dla trwałości tych więzi. Tymczasem często zdarza się, że już pierwsze problemy, którym trzeba stawić czoła, niwelują motywację do dalszej pracy i niweczą z mozołem prowadzone procesy integracyjne, przy czym należy pamiętać, że wsparcie projektowe zazwyczaj koncentruje się na wsparciu finansowym i proceduralnym, kosztem płaszczyzny psychospołecznej.

Ponadto w praktyce do rzadkości  należą przypadki członkostwa w spółdzielni osób niezagrożonych wykluczeniem społecznym. W przeważającej większości 100% składu spółdzielni socjalnej należy do grup określonych w ustawie. Co za tym idzie brakuje często pomysłu, wiedzy, doświadczenia czy standardów zarządzania, a także autorytetów, które przeprowadzą spółdzielnię przez trudności i przekażą odpowiednie know-how.

Warto również pamiętać o tym, że tradycyjny ruch spółdzielczy powstawał w odpowiedzi na konkretne, lokalne problemy, których rozwiązaniem były zainteresowane konkretnie te osoby, których one dotykały. Współczesne spółdzielnie socjalne stanowią często zgeneralizowaną odpowiedź na brak miejsc pracy, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że potrzeba posiadania pracy nie jest wystarczającą motywacją do angażowania się w niełatwą przecież działalność spółdzielczą. Tymczasem starsze formy spółdzielczości, takie jak spółdzielnie inwalidów czy spółdzielnie pracy nadal względnie dobrze funkcjonują i utrzymują się na rynku, hołdując tradycyjnym wartościom ruchu, czyli współwłasności, współdecydowaniu i współodpowiedzialności, zapewniając sobie stabilność i bezpieczeństwo zatrudnienia oraz poczucie bycia częścią wspólnoty. To z kolei wpływa na utrzymanie wysokiej motywacji i wydajności pracy, jak również na większą dbałość o narzędzia pracy. Takie głosy słychać m.in. ze Spółdzielni Inwalidów „Elremet” w Białej Podlaskiej, która funkcjonuje od 1965 i zatrudnia 1600 osób, z czego 80% to osoby niepełnosprawne. Wszyscy pracownicy i pracowniczki mają dostęp do zakładowego NZOZ, korzystają z turnusów rehabilitacyjnych, a samo przedsiębiorstwo od lat współpracuje z samorządem i wojskiem, szyjąc certyfikowane mundury i odzież służbową. Ten przykład pokazuje jednak, że zbudowanie etosu spółdzielczego wymaga lat i wartości, wokół której skupiona jest grupa założycieli i założycielek spółdzielni.

Warto o tym pamiętać, projektując dalsze rozwiązania, zarówno na poziomie krajowym, ale przede wszystkim na poziomie regionalnym. Ekonomii społecznej, a w niej spółdzielczości socjalnej, nie da się bowiem traktować doraźnie i bez uwzględniania długofalowych efektów dziś podejmowanych działań. Dobrze, że coraz więcej samorządów dostrzega potencjał ekonomii społecznej w rozwiązywaniu problemów społeczności lokalnych. Teraz warto zadbać o to, by tego potencjału nie zmarnować.

Tekst: Wojciech Kutnik



[1] Adam Cyło, Spółdzielnie socjalne na Podkarpaciu – pomysł na wykluczenie zawodowe i społeczne, Portal GospodarkaPodkarpacka.pl: http://gospodarkapodkarpacka.pl/news/view/3622/spoldzielnie-socjalne-na-podkarpaciu-pomysl-na-wykluczenie-zawodowe-i-spoleczne [05.03.2013].

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz